Serwisy multimedialne – lekka próba szufladkowania

Jakiś czas temu kolega poprosił mnie żebym wskazał mu trzy największe serwisy internetowe z multimediami. Było mu to potrzebne na zaliczenie z informatyki (czy technologii informacji). Pomyślałem sobie „fajnie, że pyta mnie o coś takiego, proste pytanie, zaraz mu odpowiem”. Jednak po chwili zastanowienia zaczęły budować się schody. Bo co prawda na pierwszy plan od razu wysuwa się youtube.com, a co dalej? No właśnie, wszystko zależy od tego jakie kryterium weźmiemy pod uwagę. Bo nie wiadomo jak tą „wielkość” serwisu należy zmierzyć, czy chodzi tu o sztukową liczebność multimediów, ich objętość (ilość bajtów), czy coś całkiem innego, a dodatkowo pozostaje jeszcze sprawa agregatorów treści, które same w sobie nie posiadają wiele plików multimedialnych, ale pozwalają na ich odnajdowanie w sieci.

Głowiłem się dość mocno nad tym jakiej odpowiedzi mu udzielić, ale jakoś nic sensownego nie mogłem wymyślić. Bo z jednej strony zaczynałem myśleć o „radiach” internetowych, z drugiej zastanawiałem się nad innymi niż youtube serwisami z filmami, nad serwisami do przechowywania zdjęć i nad całą masą innych rzeczy.

Również zacząłem się zastanawiać czy może nie prowadzone są jakieś rankingi czy coś podobnego na temat chociażby jakiegoś jednego rodzaju multimediów. Chyba jednak nic takiego nie istnieje.

W końcu zacząłem pytać innych. I tak jak w moim przypadku, tak samo oni mieli ogromne problemy ze wskazaniem klarownych odpowiedzi, mieli takie same wątpliwości, jakie wyżej wskazałem.

Jednak jak wiadomo „w kupie siła” i po przedyskutowaniu sprawy z kilkoma osobami i własnym głębszym przemyśleniu, dokonałem wyboru: youtube.com, sex.com i last.fm. Wybór był trudny jak cholera i nie dokońca wszystko uznaję za pewnik, ale coś koledze musiałem odpisać 😉

Dlaczego akurat taki wybór? YouTube to raczej największy serwis jeśli chodzi o filmy; sex.com tak naprawdę nie wiem, bo nigdy nie wchodziłem na tą stronę, ani nie zamierzam tego robić, ale jedna z osób była pewna, że to ogromny serwis, nie wnikam :> ; last.fm – tu się trochę wahałem, bo z jednej strony jest to serwis z ogromną bazą plików muzycznych, ale czy największą? Tego niestety nie wiem i nie wiem jak to sprawdzić i porównać z innymi tego typu serwisami.

I co dalej? Zawsze miałem problemy z segregacją wiedzy, którą posiadam, tak samo jest w tym przypadku i chyba czas najwyższy coś z tym zrobić i zacząć myśleć nad tym co wiem. Bo Przypominają się słowa Sokratesa „wiem, że nic nie wiem”.

Nie tylko o naszej-klasie

Miałem nie pisać nic na temat naszej-klasy, ale pomyślałem sobie, że skoro od dłuższego czasu wśród znajomych i otoczenia szkolnego obserwuję jak przeciętni użytkownicy Internetu z niego korzystają, to czemu nie zainteresować się tym, jak tego medium używają ludzie z pokolenia moich rodziców.

I można na tym polu zauważyć pewne prawidłowości, aczkolwiek nie ma ich za wiele.

Po pierwsze serwisy społecznościowe nie są do końca czymś, co tak naprawdę kręci ludzi w tym wieku, a przynajmniej nie w takiej formie, jaką oferuje dzisiejszy Internet. Są one raczej sposobem (lub pretekstem) do poprawy wymiany informacji w życiu realnym, służą tylko do odnalezienia czegoś, a nie do tworzenia drugiej rzeczywistości. Całkiem przeciwnie do ludzi młodych, których kręci kreowanie czegoś nowego, co z jednej strony odzwierciedla ich prawdziwe życie, a z drugiej reprezentuje ich (niedoskonałą) wyobraźnię, chęć wylansowania się.

Po drugie, trudno jest wprowadzić coś, co może zainteresować ludzi na większą skalę i w starszym wieku. Ale jeżeli już się to uda, to efekty są naprawdę ogromne. Przykładem może być tutaj mój tata, który Internetu używa chętnie, ale mało. Od czasu, kiedy usłyszał o naszej-klasie nie zaczął używać więcej, ale za to robi to całkiem inaczej – świat wirtualny zaczął zmieniać życie codzienne. To, jak teraz korzysta z Internetu coraz bardziej przypomina młodego człowieka. Trudno mi określać czy to dobrze, czy źle, czas pokaże. A jeśli ten trend zauważą i wykorzystają twórcy innych serwisów to mogą czerpać z tego naprawdę spore korzyści.

Jeśli zatem powstaną jakieś nowe serwisy skierowane do tej grupy wiekowej, to należy jednak bardziej skoncentrować się na sposobie umieszczania informacji na stronie i nawigacji po niej (niestety, ale ludzie w różnym wieku myślą różnie i nie zawsze coś oczywistego dla piętnastolatka jest czymś oczywistym dla pięćdziesięciolatka). Również należy zachęcić w jakiś sposób do publikacji pewnych treści – zauważyłem, że znajomi moich rodziców nie mają zwyczaju dołączania do swojego profilu zdjęć, za to bez większego problemu wypisują informacje o sobie, typu gdzie pracują, ile mają dzieci, itp.

Tak więc społeczeństwo się zmienia, nie da się tego zatrzymać, ani nawet jakoś bardziej świadomie uformować, co nie znaczy że mamy tylko siedzieć i przyglądać się tym wszystkim zjawiskom. Nawet jeżeli niewiele to da, trzeba jednak próbować pomagać formować się masom, które często wpadają w jakiś wir i do końca nie wiedzą co się z nimi dzieje. Należy przynajmniej pokazywać im, jak inaczej, ciekawiej, czasem też trudniej używać pewnych narzędzi, co uczyni ich bardziej świadomymi użytkownikami, a dzięki temu może poprawi świat wokół nas (user generated content).

Netvibes się psuje

Zawsze człowiek chcący nadążyć za informacjami, które go interesują musiał na bieżąco obserwować źródła, które te informacje prezentują. Czym więcej pojawiało się dziedzin, tym szczegółowiej należało te źródła segregować, powstawały stowarzyszenia, grupy zapaleńców, tworzono katalogi, pisano książki tematyczne. Tak było zawsze. Dziś internauta dostaje coś, co ułatwia mu życie, coś, dzięki czemu może łatwo i szybko może źródła informacji przeglądać. Czytnik kanałów RSS.

Ale co zrobić, kiedy czytnik się popsuje?

W weekend, dwa tygodnie temu mój czytnik – netvibes – przeżył totalną awarię, zginęło 90% feedów (pisałem o tymNetvibes wcześniej), po tamtych problemach słuch zaginął, bo za dwa dni wszystko wróciło do normy. Dziś niestety znów pojawiają się problemy, tym razem nic nie znika, ale aktualizacje poszczególnych kanałów przebiegają tak wolno, że nie sposób zrobić „pRaSSówki” bez pozostawienie komputera na 15 minut samemu sobie, a nie daj Boże zapomnieć się i wyłączyć przeglądarkę, wtedy czekać trzeba od nowa.

Od dawna chciałem się przenosić na ogólnie znany i poważany GoogleReader, ale ze względu na przywiązanie do wyglądu, ilości wprowadzonych feedów i plotki o wprowadzeniu elementów serwisu społecznościowego, pozostałem przy netvibes. Jednak chyba w końcu spełnię swoją powinność i przeniosę dane na serwery Google. Zdarzy się to najprawdopodobniej w ten weekend, nie oznacza to całkowitej zmiany, ale przynajmniej zabezpieczenie się przed kolejnymi problemami.

Blog Day

Dziś jest 31 sierpień, Blog Day. Jakiś zbieg okoliczności polegający na zmniejszeniu ilości zadań do wykonania dzisiejszego dnia pozwolił mi zająć się sprawami wirtualnymi, a z racji, że dziś mamy dzień blogów to postaram się coś na ten temat napisać.

Pierwszym blogiem, który czytam od jakiegoś czasu to Kazania i homilie prowadzony przez mieszkającego za granicą wykładowcę filozofii (takie informacje wyszperałem w sieci). Blog ten kierowany jest do ludzi wierzących i zastanawiających się nad swoją wiarą, prezentuje czytania na święta kościelne i kazania lub homilie do nich. Na co dzień wpisy są dość krótkie, ale zmuszające do przemyśleń. Choć często treści przedstawiane tam nie trafiają w mój gust (przypadki trącania o politykę) , to od jakiegoś czasu czytam każdy wpis i większość komentarzy. Blog jest aktualizowany bardzo często, czasem nawet dwa razy dziennie. Autor prowadzi oddzielną stronę internetową, z której pochodzi większość wpisów, tzn. pojawiają się równolegle.

Innym blogiem, znanym, bo komercyjnym, ale interesującym jest Grrr.pl. Autorzy bloga codziennie prezentują nowości i różne ciekawe informacje dotyczące gier i sprzętu do grania. Jest też ciągle zmieniająca się sonda oraz zestawienia gier w różnorodnych zestawach tematycznych, np. najlepsze gry edukacyjne. Choć większość wpisów jest dla mnie nieistotna (mało gier mnie interesuję, a jeszcze mniej gram), to zwykle raz dziennie jest coś dla mnie.

Teraz czas na blog o tematyce zbliżonej do mojej. iZbieractwo to blog prowadzony przez mojego przyjaciela, Radka. Zdobył on już spore grono czytelników ze względu na wartościowe teksty łączące socjologię ze światem Internetu. Niedawno (dziś rano) blog został przeniesiony z serwera WordPress na własny, przez co mam nadzieję jeszcze bardziej się rozwinie.

I tutaj zaczynają się schody (były już wcześniej, ale tym razem wyższy stopień). Cała akcja ma na celu zaprezentowanie pięciu blogów, które są dla nas jakieś szczególne. Problem w tym, że takich blogów jest albo za wiele, albo za mało i niestety listę muszę zamknąć (chyba, że coś do końca dnia mi się przypomni). Mógłbym tu wymienić jeszcze: Antymatrix, blog Nicholasa Carra, Piśmienidło, experymenty informatyczne, net to, Web 2.0, Kultura 2.0, Webstop, Zaniosłem buty do szewca, socjologia Internetu, Media Café Polska, AntyWeb, Supergigant, zapach wiatru, Planetes, (kolejność przypadkowa, lista niekompletna).

YouTube i cenzura

youtubeOd jakiegoś już czasu ze wszystkich stron słychać głosy oskarżeń serwisu YouTube, że wspiera piractwo poprzez niecenzurowanie teledysków czy fragmentów filmów, zażalenia płynęły ze stron stowarzyszeń twórców, samych artystów, firm fonograficznych, etc.. O ile takie działania są przeze mnie jako tako rozumiane, to problem kasowania filmów z meczów Premiership, zauważony przez Supergiganta, jest dla mnie czymś totalnie zdziwaczałym.

Rozumiem, że na takim serwisie nie powinno się zamieszczać treści erotycznych, bądź będących w posiadaniu kogoś, kto sobie tego nie życzy, ale zabieranie milionom widzów możliwości oglądania piękna piłki, a co za tym idzie promowania sportu, jest dla mnie niepojęte. Szczególnie, że Premiership tylko na tym zyskuje, a nie traci.

Zastanawia mnie jeszcze jedno. Może po prostu zażalenia na YouTub’ie są uwzględniane przez bota, który automatycznie blokuje dane filmy, np po pewnej liczbie wniosków lub po procencie zaskarżonych/obejrzanych. Jeżeli tak, to należałoby to jak najszybciej zmienić, bo to nie jest dobry sposób na walkę z nieodpowiednimi treściami w Internecie.

Obyśmy nie musieli się przyzwyczajać do napisu „the file is not available”, który niestety za często często gości w mojej przeglądarce.

Ogólnie post jest taki niemy, ale jest to dla mnie tak ważna sprawa jeżeli chodzi o życie wirtualne, że postanowiłem o tym napisać, zapraszam do przeczytania o tym na Supergigancie.

10:23 – godzina B.

Dziś o szczęśliwej godzinie 10:23 niezidentyfikowany osobnik wpisał 100 000 wpis na blipie. Biorąc pod uwagę, że serwis działa nieco ponad dwa miesiące (jest w fazie testów) to naprawdę dobry wynik, który stawia w dobrym świetle dalszy rozwój tego serwisu (wbrew temu, co wcześniej napisałem).

A więc blipujmy dalej!

Teraz czekamy na magiczną pulę 1 000 000.

Jeśli ktoś chce zaproszonko do blipowania to proszę o komentarz z podanym mailem.

A miało być tak pięknie… czyli problemy w popularności blipa.

Dziś, jak już pewnie sporo osób wie (dzięki blipowi) miałem imprezę rodzinną, na której jak co roku przybyły moje siostry cioteczne. I jak to co roku troszkę czasu spędziliśmy przy komputerze.

Jedna z sióstr: – A co to?

– Blip – ja.

– A na czym to polega?

– Coś w rodzaju komunikatora – ja (nikt mnie nie słyszy, choć powiedziałem głośno).
-Takie głupie – druga siostra (zarejestrowana i od czasu do czasu w miarę korzysta).

– A na czym to polega?

– Coś w rodzaju komunikatora – ja (kolejny raz nikt mnie nie słyszy, choć powiedziałem głośno).

– Takie bez sensu, tylko czas się traci – zarejestrowana siostra.

– Mogę ci wysłać zaproszenie – znowu jakby nikt mnie nie słyszy.

– To jest taki serwis bez sensu, gorsze od grona i w ogóle – znów ta siostra na anty.

– A na tym gronie jest jakiś blimp czy coś, to to samo? – pierwsza siostra, niezorientowana.

– Nie, ale z tamtego nie korzystam, bo też głupie. – znów ta na anty.

Blip

No i tu według mnie pojawia się niemały problem dla rozwoju serwisu i społeczności blipa. Bo bez odpowiedniego wzrostu popularności serwis rozwijać się dalej nie może, a jest mi w nim bardzo dobrze. Zazwyczaj społeczność w web2.0 zawiązuje się bardzo prosto – tworzy się serwis, zaprasza ludzi, a ci sami rozkręcają interes, jedynym problemem technicznym jest stworzenie czegoś takiego, aby było praktyczne i dobrze wykonane. Z blipem nie jest już tak łatwo, serwis jest bardzo praktyczny, a wykonanie jeszcze lepsze, problem zaczyna się gdzieś indziej, społeczeństwo reaguje na to różnie. O ile grupa korzystająca jest dobrze zgrana, wszyscy się kochają ;), grono użytkowników się rozszerza to nadal zauważam, że jest to pewne towarzystwo elitarne, czyli osoby testujące od początku (widzące korzyści) plus niektóre osoby docierające później (także widzące korzyści).

Jak widać po wyżej przedstawionym dialogu oraz stosunku liczby osób, którym wysłałem zaproszenia, przyjęły je, a którzy korzystają z serwisu, można stwierdzić, że w Polsce nie ma zbyt dużego zapotrzebowania na twitteropodobne pomysły, a przynajmniej w tym czasie. Chociaż istnieje jeszcze jeden aspekt małej popularności blipa, a mianowicie świńska działalność grono.net (którego nawet nie mam ochoty linkować). Otóż nie wiem czy wszyscy wiedzą, że kiedy powstawał blip, wtedy to grono postanowiło wyprzedzić działania jego twórców i stworzyć coś „podobnego”, podobnym się to stało, ale tylko z nazwy, ale swój cel chyba spełniło, tzn. ludzie zaczęli sądzić (albo dopiero zaczną, kiedy przyjdzie czas otwarcia dla mas), że to blip jest klonem gronowego blimpa, a nie na odwrót.

Osobiście wolę, aby blip pozostał w stopniu swojego rozwoju na takim stopniu, na jakim jest, bo czuję się dobrze w tej (już nie) małej społeczności, ale dla dobra serwisu, jego twórców i spółki Gad-Gadu S.A. lepiej byłoby, aby się powiększał i zaczął wreszcie na siebie zarabiać. Wiadomym jest, że właściciel ma jeszcze asa w rękawie w postaci komunikatora, który zawsze przyciągnie jakąś ilość użytkowników, ale czy tak dobry serwis musi być skazany na taką niechcianą reklamę? A o ile mnie pamięć nie myli to grono czy epuls aż tak zmasowanej akcji do wypromowania się nie potrzebowały.

Tak całkiem od siebie życzę serwisowi jak najlepiej i życzę mu jak najlepszej formy rozwoju, ale zastanawia mnie bardzo, czy śmiercionośne komercyjne pomysły grona nie odbiją się na znacznie lepiej zrobionych serwisach i nie hamują rozwoju polskiego internetu.

Teraz idę spać, bo jestem zmęczony po imprezie, bardzo prawdopodobne, że w tekście są błędy, ale nie tyle ortograficzne, co stylistyczne, lub po prostu coś sie gorzej czyta. Jeżeli coś takiego zauważycie proszę o informacje w komentarzach. Jak zwykle nie ująłem tego tak, jak miałem to zrobić, o wielu rzeczach nie napisałem. Dobranoc.