Czego to ja szukałem?

Jakieś 3 miesiące temu, w szkole na korytarzu, natrafiłem na rozrzucone darmowe gazetki „Maturzysta”. Z racji, że za chwilę miała rozpocząć się usypiająca lekcja języka polskiego, wziąłem jeden z tych śmietków, aby mieć co robić podczas gdy inni będą usypiać w szkolnych ławkach.

Na ostatniej stronie trafiłem na krótki artykuł Marcina Wyrwała „Czego to ja szukałem?”. Autor opowiada w nim zjawisko zdefiniowane jako „wilfing”.

Wilf to skrót od „What was I looking for?” – czyli „czego to ja szukałem?”. Chodzi o to, że przykładowo uczeń szuka wiadomości na temat II wojny światowe, aby to zrobić włącza komputer w celu wpisania do wyszukiwarka google hasła „II wojna światowa”. Jednak kiedy połączy się z Internetem, dostaje wiadomość od znajomego przez gadu-gadu, w której jest link do jakiejś ciekawej strony, po jej obejrzeniu nadchodzi czas na zalogowanie się grze MMOSG, typu ogame czy plemiona, następnie wartoby spojrzeć na grono czy fotkę. Należy także sprawdzić wiadomości na onecie, wp, czy gazecie. I nagle po godzinie surfowania po sieci pojawia się pytanie „Czego to ja szukałem?”

Szczerze przyznam, że również często się na to łapię i zamiast od razu zrobić to, po co tak naprawdę usiadłem do komputera, włączam czytnik RSS, czytam wiadomości, komentuję przeczytane blogi; czasem dochodzi do takich skrajności, że wyłączam komputer i dopiero po tym przypomina mi się to, co miałem zrobić.

Z jednej strony to źle, bo faktycznie nie robimy tego, co powinniśmy, ale z drugiej warto się zastanowić, że przecież przyswajamy tak ogromną ilość wiedzy, a przy tym świetnie się bawimy.

Ogólny wpływ tego zjawiska na ludzi jest trudny do ustalenia, bo nie zawsze treści przypadkowe napotkane przy wilfingu są dobre. Jeden się przy tym rozwija, a drugi bezmyślnie traci czas.

Jest jeszcze jedna strona medalu: „Z przeprowadzonego w Wielkiej Brytanii sondażu wynika, że 25 procent spośród 34 milionów internautów w tym kraju uprawia wilfing przez jedną trzecią część czasu spędzonego w Internecie, co w przypadku firm przekłada się na dwa pełne dni pracy w miesiącu.” O badaniach pisano skrótowo m.in. w portalu gazeta.pl i nie tylko.